wczoraj wieczorowa pora wyprowadzajac Ryszarde na spacer razem ze wspomnianymi w tytule, po raz kolejny zdalem spobie sprawe czego chlopaki dokonali, i nie moglo sie obejsc bez slowa pisanego w tym zacnym miejscu! Mam tez nadzieje ze wczorajszy slim w Lucid'zie wplynal pozytwnie na wszechswiat =)
Marek Klon Klonowski i Tomek Czapkins Mackiewicz weszli na Logana, najwyzszy szczyt Kanady i chyba drugi w Ameryce Pn. I to nie byl koniec... ale nie bede psul opowiesci sami przeczytajcie -> Mount Logan 2008: "Wolny Tybet" na szczycie Logana.
Mozna tam tez poczytac dyskusje ta temat owej wyprawy. Komentarze trafne, mniej trafne czasem glupie - jak to na forach. 30iles tam dni łojenia w sniegu, mrozie, skalach, wietrze, blocie, wodzie + brak jedzenia i "misie" budzace sie ze snu zimowego... gratule chlopakom raz jeszcze i szacun na dzielni, ma sie rozumiec ;)
Tu fragment textu Klona ktory naprawde dobrze wplywa na samopoczucie czytajacego :
Kolejny dzień, z rana odkopuję właz, robię śniadanko. Dzisiaj spróbujemy. Rozrabiamy picie, po dwa power bary do kieszeni i w drogę. Zaraz po wyjściu wita nas wiatr w twarz. Czapie marzną palce, to go paraliżuje na długie minuty. Słabo to wygląda. Zasuwamy jednak do przodu twardo. Już kilka dni wcześniej powiedziałem sobie, że jak wejdziemy to się oświadczę Idzie ze szczytu. Idę wiec twardo. Wreszcie widać szczyt. Jeszcze kawał. Zostawiamy rakiety, wsuwamy słodkości. Zakładamy raki, czekany w ręce i w górę najkrótszą droga. Czapa dostaje mocy. Zasuwa ostro do góry. Zostaje 150 metrów. Ja powoli i stabilnie. Odkąd wyszedłem z jamy, jestem pewien, że wejdę.. Czapa łoi nade mną, ściana robi się stroma. Wiatr trochę cichnie. Patrzę nad siebie, zasuwam i przylegam do ściany na minuty. Jeszcze kawałek. Czapa już na szczycie!!! Ja tez za chwilę, padam na niego. Nie mogę przestać się wydzierać, po prostu AAAAAAAAAAAAAA. Czapa płacze ze wzruszenia. Co za chwila, co za moc, co za radość. Wyciągamy telefon, Czapa dzwoni do Joasi w środku nocy i chlipie jej w słuchawkę, później ja dzwonię do Idy i się oświadczam. Jeszcze chwila na szczycie, wyciągamy nasza flagę z 4 kartek A4, kilka zdjęć. Czapa zostawia czekan i trzeba zmykać, bo jak nie to nas zdmuchnie. Adrenalina sprowadza nas szczęśliwie na dół. Nawet w stopy się ciepło zrobiło. Już na spokojnie wracamy do naszej jamy. Szczęśliwi na maksa. Spełnieni.
Tak sie wlasnie pokonuje problemy przeszkody i potyczki! he heeey!

Mozna tam tez poczytac dyskusje ta temat owej wyprawy. Komentarze trafne, mniej trafne czasem glupie - jak to na forach. 30iles tam dni łojenia w sniegu, mrozie, skalach, wietrze, blocie, wodzie + brak jedzenia i "misie" budzace sie ze snu zimowego... gratule chlopakom raz jeszcze i szacun na dzielni, ma sie rozumiec ;)
Tu fragment textu Klona ktory naprawde dobrze wplywa na samopoczucie czytajacego :
Kolejny dzień, z rana odkopuję właz, robię śniadanko. Dzisiaj spróbujemy. Rozrabiamy picie, po dwa power bary do kieszeni i w drogę. Zaraz po wyjściu wita nas wiatr w twarz. Czapie marzną palce, to go paraliżuje na długie minuty. Słabo to wygląda. Zasuwamy jednak do przodu twardo. Już kilka dni wcześniej powiedziałem sobie, że jak wejdziemy to się oświadczę Idzie ze szczytu. Idę wiec twardo. Wreszcie widać szczyt. Jeszcze kawał. Zostawiamy rakiety, wsuwamy słodkości. Zakładamy raki, czekany w ręce i w górę najkrótszą droga. Czapa dostaje mocy. Zasuwa ostro do góry. Zostaje 150 metrów. Ja powoli i stabilnie. Odkąd wyszedłem z jamy, jestem pewien, że wejdę.. Czapa łoi nade mną, ściana robi się stroma. Wiatr trochę cichnie. Patrzę nad siebie, zasuwam i przylegam do ściany na minuty. Jeszcze kawałek. Czapa już na szczycie!!! Ja tez za chwilę, padam na niego. Nie mogę przestać się wydzierać, po prostu AAAAAAAAAAAAAA. Czapa płacze ze wzruszenia. Co za chwila, co za moc, co za radość. Wyciągamy telefon, Czapa dzwoni do Joasi w środku nocy i chlipie jej w słuchawkę, później ja dzwonię do Idy i się oświadczam. Jeszcze chwila na szczycie, wyciągamy nasza flagę z 4 kartek A4, kilka zdjęć. Czapa zostawia czekan i trzeba zmykać, bo jak nie to nas zdmuchnie. Adrenalina sprowadza nas szczęśliwie na dół. Nawet w stopy się ciepło zrobiło. Już na spokojnie wracamy do naszej jamy. Szczęśliwi na maksa. Spełnieni.
Tak sie wlasnie pokonuje problemy przeszkody i potyczki! he heeey!
1 komentarz:
slim absolutnie wpłynął pozytywnie!!! pozdro ze stolicy.
witek
www.wi-tech.pl
zdalna pomoc
Prześlij komentarz