poniedziałek, 16 listopada 2009

New York, New York…




Wlasciwie to sam Manhatan, bo weekend to zdecydowanie za malo zeby zglebic sie w explorowanie tego miasta. No robi wrazenie, robi - nie ma co. Zwlaszcza jak czlowiek ze wsi - to sie mu w glowie zaczyna krecic. O malo nie upadlem jak po raz pierwszy zadarlem glowe ku gorze ;) wielkie lochy w srodku wyspy - tak wysokie ze gps traci zasieg I padaczka zupelna - olaboga, co robic, mamo, tato ratujcie! Staralem sie jednak zachowac zmina krew, niedac sie karkolomnym skrzyzowaniom i tysiacom jednakowych ulic. Po polgodzinie wszytko mialem obcykane I myk z centrum, z Madison Ave , wzdluz Central Parku pocisnalem do West 101 Str gdzie moj hostel sie znajdowal. Wszystkim zainteresowanym polecam Broadway Hotel/Hostel - za 20$ mozna wyspac sie w czystym lozku I rano wziac cieply prysznic w schludnej, czystej lazience.

Fotki mozna zobaczyc w nowym albumie na picasie:

http://picasaweb.google.pl/m.zabinski/NYCity#

Metra szybko sie tez nauczylem jak za pierwszysm razem wysiadlem w centrum Bronxu I zdalem sobie sprawe ze jestem jedynym bialasem w na stacji metra, a bylo dosc tloczno… nie szukajac dalszych wrazen zwlaszcza ze noc tuz tuz - szybki eskejp - I kierunek Downtown - 42ga ulica.
Nawal neonow, reklam I swiatelek znow przyprawil bolu glowy, ale nie dawalem poznac po sobie. Z dziarska mina maszerowalem przez centrum. Szybko sie zmeczylem I wpadlem na niezbyt genialny pomysl pojscia do kina na premiere "2012" - 13 listopada w piatek. Film dostaje (w mojej 10cio stopniowej skali - przyczym na 10ke jeszcze nie widzialem fimu a 9 to najwybitniejsze kino chocby "Lot nad kukulczym gnizdem" Formana) 6tke tylko dzieki dziarskim efektom, ktore w imax'ie bylo dobrze widac i slychac…
Sobota pod znakiem wolnosci - Statuy, oczywiscie. Stakiem wycieczkowym, wzdluz wybrzeza poludniowego Manhatanu I dookola Wyspy Wolnosci, na ktrorej stoi posag, plynelismy w permanentnej mzawce. Dar Francuzow dla Amerykanow. Miedziany o grubosci 2 monet jednocentowych, czyli cienki, jesli wierzyc tour guide'owi. Nie wiedzialem ze Francuzi I Amerykanie tak sie kochaja. A moze juz nie?

Podstawa wyzywienia byly hotdogi od ulicznego hotdogowca - za 2-3$ oraz BudLight - niestety Amerykanie nie wiedza jak sie robi piwo. Szybko znalazlem Irish Pub I napilem sie prawdziwego ;)

Najdrozszy parking jaki mialem nieprzyjemnosc parkowac - 7,60$ za pol(!) godziny. Na 38mej ulicy, zreszta wszedzie w centrum ceny podobne...

Niewatpliwie opcja do odwiedzenia, jednak wszystko troche za plastiowe za swiecace za makdonaldsowe. Ameryka , panie...;)

Brak komentarzy: