poniedziałek, 9 listopada 2009

Niagara Falls

1500 km trzeba bylo zrobic, ale oplacalo sie! Już mijając jezioro Eire można sie spodzieważ że bedzie to spota woda ... Rzeka Niagara wlasnie bierze początek w tym jeziorze i w sumie pokonuje roznice ok 100m wpadajac do jeziora Ontario. Rzeka rozdziela sie w penym momencie na 2 czesci a na srodku powstaje wysepka Goat Island (czyli kozia – nie znaju). Wodospadu jeszcze nie widac, ale juz slychac – jak wzburzone morze. Potem ukazują sie rozspylone drobinki wody nad górna powierznią, jakby mgła, jakby mżawka, jamy para. No i w koncu widać calego diabla – pierwsza czesc kanadyjska w ksztalcie podkowy - stad tez jej nazwa Horseshoe Fall. Robi wrazenie trzeba mu to oddac. Juz bylo po zachodzie wic kilka szybkich fotek. Z drugiej strony wyspy jest drugi wodospad tym razem w całości amerykanski – American Fall. I znow wow ;) wieczorem wodospady sa kolorowo podswietlone co dodaje im uroku jeszcze bardziej.
Uwienczeniem calosci byl pokaz sztucznych ogni ktory ucalo mi sie uwiecznic. Jednak chwile potem okazalo sie ze bateria sie skonczyla, a zapasowka jeszcze nie naladowana po Maroku...a ladowarka 740km stad... no nic najwaniejsze mam.

Misasto Niagara Falls to niestey straszna dziura – po stronie USA. Dziurex taki ze szkoda gadac – przyzwoitej restauracji ze swieca szukac, kasyno ... hmm srednia wieku graczy 68lat, wiec ja razem z Jack’iem mocno zanizylismy wstepujac na chwile... Motelik jaki nam sie udalo klepnac – rzywcem wyjety z jakiegos horroru lat 70tych, albo filmu Tarantino , tylko psychola z toporem strazackim zabtako (na cale szczescie).

Wszystkie turystyczne atrakcje znajaduja sie po stronie kanadyjskiej (granica biegnie mniej wiecej srodkiem rzeki). Nie stsy nie przekraczalismy granicy, bo pasztor rozpruty...

Rano sie okazalo ze aparat mial jeszcze w sobie troche zycia i klepnalem z 5 klatek za dnia . Looknijcie sami jak to wyglada :

http://picasaweb.google.pl/m.zabinski/NiagaraFalls#

Brak komentarzy: